Fantazmaty rok 2020 zakończyły publikacją tomu Zbrodnia doskonała. Założeniem było połączenie fantastyki z klasycznym motywem kryminalnym, jakim jest opowieść o niewykrywalnym, idealnie wykonanym przestępstwie. W zbiorze znalazły się zarówno opowiadania autorów i autorek mających już dorobek i poważne nagrodowe nominacje, jak i teksty twórców na początku autorskiej drogi.

Konwencje kryminalna i fantastyczna lubią się nie od dziś. Są wręcz takie formy fantastyki – jak urban fantasy, na przykład – dla których motywy kryminalne to dość oczywista składowa. Pod względem motywów fantastycznych zbiór Fantazmatów jest mocno urozmaicony: mamy i SF bliskiego zasięgu (Krzysztof Rewiuk), i różne formy grozy (Alicja Korzewska, Marianna Szygoń, Wiktor Orłowski), i nietypową, powiedzmy, space operę (Magdalena Świerczek-Gryboś i Magdalena Kucenty), i popularne miejskie legendy z dawką niesamowitości (Agnieszka Biskup), i podszytą horrorem specyficzną fantasy (Agnieszka Osikowicz-Chwaja). Ze zbrodnią trochę gorzej: klasyczne elementy kryminalne mają głównie teksty Agnieszki Biskup i Wiktora Orłowskiego, w pozostałych przestępstwo doskonałe i próba jego wykrycia pojawia się bądź w tle, bądź jako motyw o drugoplanowym znaczeniu wobec na przykład rozważań o tym, co je umożliwia (Krzysztof Rewiuk), historii istot, w przypadku których zbrodnia nie do końca może być po ludzku rozumiana (Magdalena Kucenty i Magdalena Świerczek-Gryboś) czy opisu społeczności i jej funkcjonowania (Agnieszka Osikowicz-Chwaja). Czy to źle? Niekoniecznie – w zbiorze mamy w zasadzie równe, niezłe lub dobre teksty. Niemniej – ktoś, kto sięgnie po Zbrodnię doskonałą, szukając fantastycznej Agathy Christie, raczej się rozczaruje, podczas gdy czytelnik chcący po prostu poczytać przyzwoite opowiadania fantastyczne niewątpliwie znajdzie tu coś dla siebie.
A jak prezentują się poszczególne teksty? „Al” Krzysztofa Rewiuka to bardzo starannie zaplanowane, poukładane opowiadanie – tu naprawdę każde zdanie jest na swoim miejscu, każda autorska decyzja (jak np. użycie czasu przyszłego w narracji) to przemyślany i konkretny wybór. Autor wychodzi od pomysłu i otoczenia dobrze w fantastyce znanego – jesteśmy w laboratorium, gdzie dwoje młodych uczonych prowadzi doświadczenie, obserwując wędrującego po labiryncie szczurka, który dostał imię po najsłynniejszej myszy w historii fantastyki. Czytelnik, wędrujący przez labirynt opowieści razem z bohaterami, zastanawia się: jakie w tym znakomicie działającym literackim mechanizmie (a ten tekst jest, tak naprawdę, o przewidywaniu zachowań i byciu przewidywalnym!) jest przełożenie między narratorką a jej dwoma zwierciadłami – szczurem Alem w labiryncie i oskarżoną o morderstwo pacjentką, którą narratorka obserwuje jako jej psychiatra? Zbrodnia – ta konkretna, popełniona na mężu przez kochającą żonę – jest w tym tekście w zasadzie pretekstowa i autor nam to wyraźnie sygnalizuje, bo nawet nie dowiemy się, czy ofiara przeżyła. W centrum stoi inne pytanie: o wolną wolę i o przyczyny naszych decyzji. O to, co może sprawić, że pewnego dnia, nie chcąc tego, popełnimy zbrodnię… Brakuje mi w tym tekście domknięcia – mam wrażenie, że się urywa w pewnym momencie, trochę, jak dla mnie, za szybko, autor, mam wrażenie, wybrał domknięcie tekstu sceną, która jest bardzo efektowna, ale mnie raczej wybiła z rytmu czytania niż dała odpowiedzi – niemniej, generalnie uważam go za udany.
„Inspicjent Brzeszczot” Alicji Korzewskiej też nie jest tekstem kryminalnym. Gdy chodzi o konwencję, trochę się on miota między niemal-pastiszową i chwilami dość przerysowaną opowieścią o pomniejszym mafiosku z półświatka, który trafia na mocno stereotypową podlaską wieś, a klimatycznym i bardzo dobrze napisanym gotyckim horrorem o czuwaniu nad ciałem zmarłego, który gdzieś wśród dalekich, pewnie nawet nieświadomych przodków ma „Wija” Gogola. Tekst jest nierówny, ale autorka bardzo obiecująca, zdecydowanie będę śledzić jej kolejne teksty.
„Oko Henrietty” Marianny Szygoń zaczyna się jak pastisz czarnego kryminału – upiorna baronowa żąda od bohatera-detektywa, by odzyskał jej serce, które podczas pobytu w astralnym wymiarze rzekomo ukradł niewierny mąż. Już jednak w otwierających scenach widać dużą wyobraźnię i literacką pomysłowość autorki, która wyróżnia ten tekst. On jest niespieszny, powolny, z ładnie zbudowanym retro klimatem. Autorka prowadzi nas przez świat, który starannie nam objaśnia; ja bym chyba wolała nieco krótsze opowiadanie, w którym część natury świata muszę odgadnąć sama, ale niewątpliwie „Oko Henrietty” to tekst udany i literacko, i koncepcyjnie.
„Baran, gwiazda podwójna i morze w cynowej wannie” dwóch Magdalen – Świerczek-Gryboś i Kucenty – to dziwna, pokrętna i napisana z ogromną wyobraźnią wariacja na temat pewnej powszechnie znanej opowieści. Puzzle, z których ją złożono, są jednak rozsypane i nieoczywiste, tak że mija dłuższa chwila, zanim z rozsypanych kawałeczków – drapieżny egoistyczny kwiat z kolcami, samiec gatunku Ovis aries, osoba o inicjałach MK, planety, podróże i zawikłane relacje osobiste – zaczniemy składać całość. Ale i wtedy nie mamy przed sobą prostego zadania, bo narracja w tym tekście jest zapętlona i zapośredniczona, prowadzona na kilku poziomach. Świetnie się to, przy całym szaleństwie tej opowieści, czyta – przynajmniej do pewnego momentu. Pod koniec akcja przyspiesza i część narracji jest niemal streszczająca, a autorki upychają tam o jedno popkulturowe skojarzenie i jeden średniej jakości dowcip (i jedną scenę seksu) za dużo. Przyczepię się jeszcze czysto pro forma, że i zbrodnia też dość specyficznie rozumiana, niemniej uważam ten tekst za zdecydowanie intrygujący, nawet jeśli chwilami budził we mnie lekką czytelniczą frustrację.
Agnieszka Osikowicz-Chwaja w opowiadaniu „Cmentarz doskonałych” zabiera nas do raczej nietypowego świata fantasy, gdzie są samochody i szosy, ale też obcy świat ze swoistymi formami medycyny i drapieżnym, żywym lasem. W tę scenografię autorka wpisuje dość klasyczną opowieść grozy – z gatunku tych historii z dziwacznych małych miasteczek, które wydają się pozornie senne i leniwe, ale poskrob lekko po powierzchni, a dogrzebiesz się do mrocznych rytuałów i przeklętych tajemnic. Jeśli autorka pokazuje nam na początku strzelbę – na przykład sugerując, z czego zawsze znane było to miasteczko – to ta strzelba ma spore szanse wystrzelić, zanim akcja się zamknie. Bardzo klasyczny, dobrze napisany tekst.
W opowiadaniu „Śmierć starszej pani” Agnieszka Biskup odwołuje się do kilku popularnych motywów – opowieści o kotach, pożerających zmarłych państwa, historii o kociej przemyślności, miejskich legend o nawiedzonych kociarach – tworząc lekko groteskową całość, w której głównym bohaterem jest perfidny i przebiegły przyszły spadkobierca, któremu nie chce się czekać na spadek… „Śmierć starszej pani” to sprawnie napisany tekst, który w pamięci mi jednak raczej na dłużej nie zostanie, może właśnie ze względu na to, jak mocno ogrywa znane już opowieści i motywy.
„De profundis” Wiktora Orłowskiego zaczyna się od uwag o amerykańskich serialach i wzmianki o tym, że bohater opowiadania nie jest bohaterem jednego z nich – ale to nie do końca prawda. Tekst ma wyraźnie serialowy, a może nawet bardziej – filmowy, klimat. Zaczyna się jak modne, wysokobudżetowe thrillery z gwiazdorską obsadą i pięknymi zdjęciami: w montażu krótkich, efektownych, ciętych scenek dostajemy wprowadzenie w sprawę tajemniczego morderstwa w Watykanie. Czy to zbrodnia na tle religijnym? A może ktoś sprytnie zaciera ślady? Na dodatek trup leży – jak w serialu Most nad Sundem – pół na pół na terenie jurysdykcji dwóch rywalizujących sił policyjnych. Sprawę musi pomóc rozwiązać przybyły nie wiadomo skąd tajemniczy Isidore Montenegro, watykański śledczy o podejrzanie młodej twarzy i równie podejrzanych kompetencjach i koneksjach. Bo przecież gdzieś w tym wszystkim musiał pojawić się powiedzmy-sobie-egzorcysta, czyż nie? Który jest zdecydowanie czymś więcej, niż tylko nadnaturalnym detektywem? Bohaterowie filmowo wymieniają się efektownymi onelinerami („La Scala” już go wpisała w repertuar na lipiec jako odpowiedź na uwagę kolegi, że trup na schodach to niezły spektakl, co za moment zostanie skontrowane uwagą inspektora, że jeśli wszyscy z Neapolu są równie bystrzy, to nic dziwnego, że waszą spuścizną dziejową jest pizza lub później wymiana X: To się nazywa brzytwa Okhama, Y: Raczej jajko Kolumba), nawet mimo że zbrodnia jest z tych nienaturalnie odrażających – nie na co dzień nawet w filmach o Hannibalu Lecterze widuje się ofiary bez twarzy, które przed śmiercią zdołały jakimś cudem de facto wywrócić sobie wnętrzności na drugą stronę… Oczywiście zaraz się okaże, że ofiara nie była byle kim, oczywiście za chwilę padnie uwaga, że należy oczekiwać następnej… “De profundis” to szalenie efektowny tekst, zmontowany jak blockbuster (ta scena, kiedy zbrodniarz nagrany na kamerę przemysłową spogląda z nagrania wprost w oczy detektywa!), z motywami (wycięty na ciele ofiary kod, który okazuje się… no, chyba jasne, czym się musi okazać), metafizyką i klimatem thrillerów spod znaku lepszej wersji adaptacji Dana Browna, którego nazwisko pada zresztą explicite w tekście – nieprzypadkowo ciągle używam tych filmowych skojarzeń, bo one ten tekst dobrze charakteryzują. Postacie, zwłaszcza drugoplanowe, są też mocno filmowe – owszem, stereotypowe, przewidywalne, ale każda na swoim miejscu, Rzym wygląda jak z pocztówek albo z teledysków. Czysta rozrywka, solidnie zrobiona.
Zbrodnia doskonała to przyzwoity zbiór niezłych tekstów – żaden z nich nie powalił mnie na kolana, ale też ani jeden nie jest rzeczywiście słaby, a opracowanie całej antologii jest bardzo profesjonalne: opowiadania, nawet te, które mnie nie zachwyciły, są solidnie zredagowane, do korekty nie ma się o co przyczepić, a okładka intryguje. Generalnie jak najbardziej do polecenia, choć raczej zwolennikom fantastyki niż kryminału.
One thought on “Przestępstwo doskonałe w fantastycznych światach”