Jest taka akcja, bardzo bliska mojemu sercu czytelniczki i obserwatorki (bo nie jakiejś bardzo aktywnej uczestniczki…) życia fandomowego w Polsce. Nazywa się “Zew Zajdla”.
Wiele osób, zaglądających tu, pewnie wie, o czym mowa, ale dla tych, co nie znają, wyjaśnię. Akcja ta wiąże się z najpoważniejszą z polskich nagród, przyznawanych tekstom fantastycznym: Nagrodą Fandomu Polskiego im. Janusza A. ZAjdla. Przyznaje się ją co roku, a w głosowaniu biorą udział osoby, które albo obecne są na Polconie, albo wykupiły akredytację wspierającą i głosują zdalnie. Nominować jednak może absolutnie każdy. Wystarczy wybrać do pięciu swoich ulubionych opowiadań i do pięciu powieści i zagłosować na nie przy pomocy specjalnego formularza. Te teksty, które dostaną najwięcej głosów, uzyskają oficjalną nominację i to spośród nich realni i korespondencyjni uczestnicy Polconu wybiorą nagrodzone teksty.
I tu pojawia się pytanie: jak wybierać? Listy pomocnicze, opracowane przez niezastąpioną ekipę Zewu Zajdla, liczą pod tysiąk opowiadań i kilkaset powieści. Nie łudźmy się – niewiele osób ma szansę przeczytać to wszystko. Ale… ale można próbować poszerzyć swoje normalne czytelnicze wybory. Może w tym roku nie głosować tylko na pewniaków? Albo wręcz przeciwnie – sprawić przyjemność ulubionym twórcom i zapronowować ich kolejne dzieła? Może warto sięgnąć po jedną czy drugą antologię – sporo z nich dostępnych jest w sieci za darmo – i zerknąć na ich ofertę? Czasami dzieki temu udaje się znaleźć nowego ulubionego autora lub autorkę?
Czasu nie jest wiele – zgłaszanie nominacji trwa do końca marca – ale ciągle jeszcze można poszukać jakichś ciekawych uzupełnień do swojej listy!
W akcji “Zew Zajdla” biorę udział w zasadzie od jej początku. W tym roku zaczynam także tutaj serię Zajdlową. Nie chcę obiecywać, że zrobię wszystko dokładnie tak, jak planowałam, że przedstawię po 10-15 ulubionych tekstów, z których w końcu wybiorę – w obecnej sytuacji wiele się może zdarzyć, począwszy od pożarcia czasu przez platformę do zdalnego nauczania – ale na pewno spróbuję przez następny tydzień w miarę regularnie dzielić się polecankami.
Nie, nie uważam się za autorytet i nie planuję robić tu wykładów pt. “Na co TRZEBA głosować, bo jest literacko wybitne”. Chcę raczej podzielić się własnymi typami, trochę może poobnosić z własnym gustem, a przy okazji – zrobić reklamę kilkorgu autorów. Większość – choć nie wszystkie! – z polecanek tutaj będzie dotyczyła autorów mniej znanych, młodych, debiutujących, albo takich, dla których rynek niekoniecznie był przychylny. I tak, cieszyłabym się, gdyby dostali nagrody. Ale jeszcze bardziej będę się cieszyć, jeżeli dzięki temu zyskają nowych czytelników.
Na początek, na dzisiejsze Idy Marcowe: opowiadanie należące do fantastyki historycznej. “Kobieta, która słyszała smoki” Agnieszki Fulińskiej.
UWAGA: Dalsza część analizy zawiera spojlery. Przejdź na koniec (po drugiej ilustracji), po krótką bezspojlerową rekomendację.

Agnieszka to, jak wiele osób wie, autorka napisanej razem ze mną młodzieżowej powieści (a nawet dwóch). Ale jej opowiadania nie polecam dlatego, że to moja przyjaciółka.Polecam dlatego, że wydaje mi się ciekawe, oryginalne i nieco inne od tego, co polska fantastyka ma nam na co dzień do zaoferowania.
Opowiadanie Fulińskiej mieści się gdzieś na przecięciu fantastyki historyzującej, lekko może nawet steampunkowej, osadzonej w mniej lub bardziej fikcyjnie przekształconych wersjach naszego świata, i urban fantasy. Z tej pierwszej ma warunki i świat przedstawiony – alternatywną Francję połowy XIX stulecia. W świecie tym jednak aktywne – choć ukryte przed większością społeczeństwa – są pewne siły o nadnaturalnym charakterze, nadprzyrodzone istoty i postacie z legend – co z kolei typowe jest m. in. dla urban fantasy.
Agnieszka Fulińska kreuje swój świat z obsesyjną dbałością o historyczne detale i szczegóły. Choć w jej tekście mamy gadające stwory, ożywione postacie z baskijskich mitów i quasi-Lovecraftowską grozę, obok nich na czytelników czeka historyczna Francja, odtworzona przy pomocy lektur i ilustracji z epoki.Jeżeli autorka opisuje nam stroje bohaterów, jeżeli mówi, co i gdzie jedli, to można być pewnym, że sprawdziła dokładnie kwestie tego, co jadano i jak się noszono w tym konkretnym momencie historii; jeżeli sięga po legendy, to te legendy zna Ten realizm odnosi się także do kreacji postaci i ich nie tylko historycznej, ale i psychologicznej wiarygodności.
Teoretycznie głównym bohaterem opowiadania jest Adam Cardelli, znany także z innych tekstów Fulińskiej detektyw-dżentelmen, rodzinnie i towarzysko powiązany z cesarskim dworem Francji. Adam jest bohaterem nieco odstającym od sztancy typowego powieściowego/filmowego detektywa: spokojny, raczej introwertyczny i wychowany zgodnie z konwenansami i zasadami epoki, niewiele ma w sobie z twardziela albo złamanego życiem bohatera czarnego kryminału. Jego rola w tekście też jest dość specyficzna. Z jednej strony to on jest głównym detektywem, rozwiązującym zagadki; z drugiej, sam przecież ciągle uczy się tego fachu od swego mentora, inspektora Vidocqa.
Sięgając po postać Vidocqa, Fulińska z jednej strony zrobiła rzecz dla steampunku typową, z drugiej zaś – obeszła po swojemu znaną regułę. Wprowadzenie do steampunkowych światów zmityzowanych postaci realnych jest dla tej konwencji bardzo typowe – w powieściach i opowiadaniach steampunkowych mamy całe stada Richardów Burtonów, Isambardów Brunelów i im podobnych; bardzo często są to te same postacie, powtarzane w kolejnych tekstach i nieodmiennie brane z tradycji kulturowej Imperium Brytyjskiego. Fulińska z kolei sięgnęła do innej ważnej dziewiętnastowiecznej mitologii kulturowej, a mianowicie do tradycji francuskiej: Verne i Dumas są dla niej, jako inspiracje, ważniejsi od Dickensa, a legendarny francuski przestępca-policjant-prywatny detektyw Vidocq zastępuje jej Burtona czy Brunela.
W “Kobiecie, która słyszała smoki” na pierwszy plan wybija się jednak tytułowa postać, napisana z sympatią i szacunkiem praczka w średnim wieku, która prosi bohaterów-detektywów o pomoc w dość nietypowej sprawie. Ma otóż od lat wrażenie, że z wizerunków świętego Jerzego przemawiają do niej pokonywane przez świętego herosa smoki… To jest bardzo dobrze pomyślana, konsekwentna postać, a przy tym dość nietypowa – ile mamy fantastyki, skupionej wokół postaci zwyczajnych, niemagicznych, nie należących do wyższych sfer ani intelektualnych elit kobiet w wieku 50+? Fulińskiej ta bohaterka wyszła żywa i barwna, pozytywna, ale nie przesłodzona. Kreacja postaci Adèle Mollard to jedna z, moim zdaniem, największych zalet tego opowiadania.
To nie jest tekst dla wielbicieli fantastyki akcji ani dla fanów opowiadań opartych na jednym, błyskotliwym koncepcie. Tu widać, że tekst należy do szerszego uniwersum, choć jego znajomość nie jest wymagana do zrozumienia całości. Opowiadanie spodoba się raczej osobom lubiącym refleksyjną, niespiesznie toczącą się narrację, budowanie klimatu i kreację postaci, a także – ciepłe, pozytywne emocje, jakie ten tekst budzi.

GDZIE ZNALEŹĆ: Antologia Dragoneza, opublikowana przez Fantazmaty.
ZA ILE: do ściągnięcia za darmo
DLA KOGO: Jeżeli lubisz fantastykę osadzoną w historii, historię alternatywną, urban fantasy, ale zakorzenione w XIX wieku, nie współcześnie. Jeżeli lubisz smoki i jest ci żal, że fantastyka często traktuje je jak bezmyślne bestie. Jeżeli utraszybka akcja nie jest dla ciebie priorytetem. Jeżeli szukasz w fantastyce wyrazistych, barwnych bohaterek i bohaterów wykraczających poza najbardziej przewidywalne standardy zachowań i typów męskich postaci. Jeżeli w swoich lekturach steampunkowych i urban fantasy chcesz wyjść poza krąg polsko-brytyjski.
3 thoughts on “Zew Zajdla: opowiadania (1): Agnieszka Fulińska, “Kobieta, która słyszała smoki””